piątek, 24 stycznia 2014

#20 Depresja.


"Dobrze że nie wiesz co u mnie, bo pękłoby Ci serce"
  zapewne już jest pęknięte, więc uchylę Ci nieco drzwi, byś mogła zajrzeć do mojego.

1.  

Od dzieciństwa zawsze miałem pod górkę, nawet teraz gdy walczę o miłość, czuję jakby szatan trzymał dwururkę przy mojej skroni. Moje koleżanki zawsze marszczyły czoło i pytały dlaczego słucham rapu, do czasu... gdy miłość zatopiła ich delikatne serca w rzece kwasu, która miała być ich spełnieniem. Teraz powtarzają słowo "więcej!! więcej!", jak nieletni narkomani na moim osiedlu. Każda z nich otoczyła się murem, którego nie można przebić, nikt nawet nie próbuje się podkopać, by objąć te zmarznięte serca ciepłą dłonią. Nawet jeśli ktoś próbuje to zostaje przestrzelony, może w taki sposób dokonują dokładnej selekcji w wyborze kolejnego? bo wątpię że każda z nich chciałaby być samotna. Props dla Marty, która się odważyła i dokonała wyboru z którego jest szczęśliwa, mimo tego że była na skraju załamania emocjonalnego. Płakała przy każdym razie, gdy go tylko widziała. Teraz dzieli szczęście z kimś, komu na niej zależało i zależy nadal. To tylko dowód że ideały o których pisałem w poprzednim poście, istnieją. Resztę coś zjada od środka. Biegają w weekendy od imprezy, do imprezy z nieodpowiednim dla nich towarzystwem. Tracą kontakt z bliskimi, mają już nowych przyjaciół i wmawiają sobie "wcale się nie zmieniłam... to ludzie są dziwni". Tracą szansę na zmiany. Bez jakiejkolwiek myśli w głowie, nosząc w sercu nic więcej, niż kłębek żalu i nienawiści do świata i płci przeciwnej. Nie widzą w tym nic złego. Tych narkomanów, też nałóg zjada od środka i nie dają sobie wmówić, że można żyć inaczej i lepiej. Też mają nowych znajomych, znajomych do ćpania i nieświadomego niszczenia się. Potrzeba odwagi do zmian. Twierdzisz, że Ciebie to nie dotyczy? He... ja twierdzę odwrotnie.
2 na 3 kobiety z którymi kiedyś się spotykałem same piszą cyklicznie co jakiś czas i pytają mnie czy wyjdę z nimi na piwo pogadać, czy musimy się spotkać i takie tam inne. Odpowiadam, że pracuję i się uczę. Nie mam ochoty wychodzić z kimś kto nie potrafił szanować mojego czasu i to nie dotyczy tylko kobiet z którymi się spotykałem. To dotyczy ogółu. Z jedną z nich lubię spędzać czas, choć nie ciągnie mnie do niej, ani jej do mnie. Po prostu słuchamy muzyki, jemy i gadamy o swoich aktualnych "miłościach" i problemach udzielając sobie wzajemnie rad, choć ja nigdy do jej rad się nie stosuję. Chyba jestem zbyt mocno zadufany w sobie.

Nic w życiu nie jest pewne, tylko czasem pewne bywa. Przez to moja sinusoida myśli rozciąga się od miłości, aż do nienawiści.


2.

Domyślam się że większość z was czyta te wpisy bo mnie lubi lub lubi sposób w jaki piszę, czy też lubicie masę środków stylistycznych których używałem w starszych wpisach ale najpewniejszy jestem tego, że każdy z was widzi w poszczególnych wersach opis swojego problemu, czy część waszego życia.
Ludzie... uwielbiają mówić o swoich problemach, ale tylko wtedy, gdy przeżyli podobne piekło do Ciebie. Mi większość znajomych opowiada o swoich problemach, czy to znaczy, że przeżyłem aż tak wiele?
Możliwe, że przeżyłem albo po prostu mi ufają, czy też mówią to wszystkim przypadkowym osobom? sam nie wiem. Dalsze piekło chciałbym przeżywać z kimś u boku. Nie moje, lecz piekło tej drugiej osoby, by pokazać jej skróty przez które może przejść bez szwanku. Później jeśli poczuję się niepotrzebny, po prostu odejdę bez słowa. Jestem facetem który uczuć ma tak wiele, aż nie ma ich gdzie zmieścić. To pewnie one rozrywają moje serce co jakiś czas, z każdym razem co raz bardziej, aż z serca zostaną strzępy. Uczucia we mnie są jak kwiaty, jeśli ktoś ich nie pielęgnuje, to wtedy umierają. Ludzie też lubią rozmawiać o życiu innych osób, zamiast żyć swoim życiem. Spływają po mnie ich wszystkie opinie. Dowiedziałem się w sylwestra, iż umawiam się z jakąś dziewczyną, z którą raz rozmawiałem, by wysłuchać jej problemu i jej pomóc. Mój Tata powiedziałby "nie rób nikomu dobrze, a tobie źle nie będzie..." Uśmiecham się, gdy słyszę takie nowości na swój temat. To tylko bardziej mnie utwierdza w zdaniu, że ludzie wiedzą o tobie tyle ile usłyszą od swoich przyjaciół, przyjaciółek, kolegów, koleżanek, czyli właściwie nie wiedzą o tobie nic. Zatem nie ma co tracić czasu na ludzi, którzy nawet nie chcą Cię poznać. Nie chcę z nikim takim nawet rozmawiać. Nie interesują mnie osoby, którym zamiast mózgu w głowie siedzi infantylność. Każdej takiej osobie polecałbym zostać introwertykiem, choć większość z nich zapewne nie wie co to znaczy...

"Z wieloma z was gadanie zupełnie do niczego mi niepotrzebne
I ciekawe ilu z was teraz poczuje się od tego bezużytecznie..."


3.

Czuję strach i dokładnie wiem dlaczego go czuję. Nie mówię o nim nawet najbliższym, z wyjątkiem sióstr. Siostry - żadna z nich nie jest moją rodziną, choć nie czuję przy nich kompletnie wstydu. Przestałem określać ludzi słowem "Przyjaciel", przyjaciele odchodzą, rodzina zawsze jest rodziną. Siostry znają moją naturę lepiej niż najlepsi znajomi, mimo że najmłodsza z nich ma 15 lat. Nawet jeśli nie potrafią mi pomóc, to doceniam ich za to, że poświęcają czas dla mnie w chwili, gdy mogłyby robić cokolwiek innego z koleżankami. Kocham je, choć z żadną nie zamierzam budować związku. Są pierwszymi osobami z którymi świętuję każdy mój sukces bez różnicy czy przy piwie z tymi starszymi, czy przy czekoladzie z tymi młodszymi, ważne że są przy mnie. Nie liczą się poglądy i wiek czy ubiór, gdy biorę je pod swoje skrzydła podczas spadającego gradu z nieba, a one pozwalają mi wejść pod swój parasol, gdy w moim życiu zaczyna padać deszcz. Gdy tylko pokażą mi, że mogę liczyć na ich zaangażowanie, wyciskam z siebie wszystko by się uśmiechały, sprawiam by prymitywne dziewczyny które życzą im źle, by im zazdrościły. Daję im tyle światła, że w połączeniu z ich łzami w gorsze dni, razem tworzymy tęczę. Jedna z sióstr ostatnio mnie pocieszyła mówiąc: "Chciałabym mieć za chłopaka, taką młodszą wersję Ciebie.", gdzie w tym mieście jest ona aktualnie jedną z najładniejszych kobiet i mogłaby mieć tych najprzystojniejszych facetów ze swojego rocznika. Druga powiedziała, że jeśli nie będzie miała chłopaka w maturalnej klasie, to zabiera mnie ze sobą na studniówkę. Pewnie jeśli to przeczytasz to zdenerwujesz się dlaczego nie określiłem Ciebie też ładną, ehh jak ja was znam. Dla mnie masz więcej w głowie niż 95% kobiet które znam w wieku od 16-23 lat, to wystarczy byś była dla mnie piękna. Z trzecią choć nie mam takich sytuacji, to rozmawiam z nią długo przez telefon. Pytam jak sesja, jak żyje i daję jej troszkę wiadomości z którymi będzie jej łatwiej przetrwać dzień. Jedynie co od niej słyszę to "dodałeś mi motywacji i poprawiłeś samopoczucie, dziękuję że zadzwoniłeś masz u mnie piwo"  he... piwo - nie trzeba, walczysz by utrzymać się i skończyć studia, ciężko Ci odłożyć jakieś pieniądze dla siebie, teraz ja stawiam. Zarabiam więcej niż mój Tata w wieku 50 lat, a mimo tego nadal nie czuję przywiązania i pociągu do pieniędzy. Czwarta ostatnio o mnie zapomina, jej chyba nie mogę jeszcze nazwać siostrą. Zadzwoniła wczoraj by zapytać co u mnie, hę wybaczam Ci loczek. Piąta zawsze cieszy się z moich sukcesów i choć nie dotrzymuje obietnic w terminie, to czasem miło mnie zaskakuje gdy dostaję od niej worek moich ulubionych cukierków. Odzywa się do mnie tylko gdy jest w moim mieście, a bywa raz na dwa miesiące, za to spędzamy czasem ze sobą 3 dni podczas jednego weekendu. To miłe ze każda z was widzi we mnie coś wartościowego, nie wymagam od was nic, ważne że jesteście ;) a mimo tego wszystkiego czuję strach większy niż dziewczyna z którą kiedyś się spotykałem, gdy 3 miesiące temu zobaczyłem ją w warszawie, jak całowała się z innym facetem aktualnie będąc w związku z moim kolegą. Jej mina bezcenna, gdy mnie dostrzegła. Miałem szczęście, że z nią nie wyszło. Jednak Bóg trzyma mnie dla kogoś wyjątkowego. Satysfakcja nie do opisania. Szkoda mi tylko mojego nieświadomego kolegi, w sumie to nie wiem czy szkoda. W ten poprzedni weekend on ją zdradził, po czym się jej przyznał. Wiedział, że jeśliby jej nie powiedział, to i tak by się dowiedziała od innych ludzi. Jak widać Karma do nas zawsze wraca. Tak jak pisałem wcześniej, nie chcę nikomu się wtrącać w życie, jeśli nie nazywam kogoś bratem lub siostrą. Każdy z was zanim nazwie mnie bratem, powinien się zastanowić na czym to polega i do czego zobowiązuje, inaczej straci mnie nawet jako kolegę.

"nie wymagam nic od reszty, nauczyli mnie tego Ci co odeszli..."

4.

Mnie nic nie zjada. Sam zjadam własne myśli i wartości. Zjadam każdą nowo narodzoną ambicję i pomysł, który mógłby mnie rozwinąć. Marnuję się strasznie. Zawsze zatrzymuję się na osiedlu, chcąc porozmawiać z moimi kolegami z dzieciństwa, by zapytać co u nich. Każdemu z nich życie przemija, palą blanty, piją browary i plują na chodnik, na blokowym trzepaku. Wiem, że każdy z nich miał bardzo ciężki start o którym wy mogliście słyszeć tylko z filmów o blokersach. Nikt nie rodzi się złym człowiekiem, to świat nas zmienia. Czy jeśliby urodzili się jako dziecko premiera, to nadal byliby nazywani patologią? Ludzie którzy ich nie znają, osądzają ich po tym co widzą aktualnie. Wielcy panowie szlachta z bogatych domów, nigdy nie zrozumieją problemu moich kolegów, ponieważ tego nie przeżyli. Rodzice ustawili im przyszłość, tacy ludzie nie potrafią szanować nawet siebie nawzajem. Oni dostawali od rodziców pieniądze na trawkę i alkohol w momencie, gdy moi koledzy musieli w wakacje pracować na czarno, by utrzymać rodzinę, ponieważ matka traciła pracę, a ojciec popadał w alkoholizm. Oceniać każdy potrafi, zrozumieć czyjś problem, to jest wyczyn... Wychowałem się między ludźmi którzy swojego życia nie zaczynali od zera, lecz od pozycji ujemnej. Wychowałem się wśród "patologii", a teraz widzę jak żyją Ci bogaci...  Ludzie zawsze nazywali mnie jedną z najbardziej komunikatywnych osób, aktualnie robię się delikatnie aspołeczny. Ci znajomi którzy byli... hee.  Raz byli, raz nie byli, gdy zaczęło mi się wszystko układać zaczęli pisać, dzwonić, wyciągać mnie na wódkę. Nie chce mi się z nimi gadać. Nie chce mi się z nikim gadać. Ostatnio nawet z tego wszystkiego udało mi się upić samemu w domu, he... To bez różnicy nawet, gdy jestem pijany to w przeciwieństwie do moich znajomych, myślę trzeźwo. Często specjalnie nie odzywam się do bliskich przez dłuższy czas, by zobaczyć czy o mnie pamiętają, doceniam tych którzy mimo natłoku obowiązków potrafią zadzwonić i zapytać czy wybijam pogawędzić. Doceniam ich, tak jak doceniam mojego przełożonego w pracy, który witając się ze mną, patrzy mi w oczy, tak jak cała reszta pracowników z sąsiednich pomieszczeń. Dziś dowiedziałem się, że zanim przyjął mnie do pracy, pytał w sąsiednich firmach o moją osobę i sprawdził wszystkie moje osiągnięcia oraz zainteresowania których nie było zapisanych w CV. Przeglądał nawet internet i przeczytał wszystkie artykuły z moim udziałem. To miłe że ludzie z którymi współpracujesz chcą wiedzieć o tobie więcej niż ilość łyżeczek z cukrem które sypiesz do herbaty, czy to jak się ubierasz. Doceniam też kobiety, które gdy ze mną rozmawiają patrzą na mnie, czy w moje oczy. Sam często zapominam o tym w stosunku do nich, bo za często myślę o...w sumie nie ważne. Moje najbliższe sztuki, gdy patrzą w moje oczy martwią się o mnie. Gdy wracam do domu mama krzyczy na mnie bym coś ze sobą zrobił. Mówi, że wyniki badań znów wyjdą negatywne, a mi aktualnie jest to obojętne. Bliscy... pytają mnie co się dzieje, czy potrzebuję pomocy. Jedynie co potrzebuję, to by ktoś podał mi rękę, bym mógł się podnieść. Chcę, by ktoś podał mi ją na siłę, ponieważ każdą ucinam, gdy ktoś tylko próbuje ją do mnie wyciągnąć. He... chyba jestem jak te dziewczyny o których pisałem na początku wpisu. Czasem potrzebuję, by ktoś się o mnie zatroszczył, choć to ja zawsze miałem troszczyć się o wszystkich. To zawsze na mój widok, bliscy znajomi uśmiechali się szerzej niż politycy przy liczeniu pieniędzy. Życie polega na wyborach...  ja w sumie już sam nie wiem, czy powinienem się starać i o co powinienem się starać i czy warto o cokolwiek się starać, a ty jak sądzisz? Koledzy... gdy przestali szanować to że jestem przy nich i zaczęli tego nadużywać, odszedłem. Nie minął tydzień, zaczęli się podlizywać i być 2x bardziej uprzejmi niż byli kiedykolwiek. Różnica jest taka, że oni mnie potrzebują, a ja ich niekoniecznie. Pisze znowu jakaś dziewczyna, mówi mi kolejny raz z rzędu "już z nim nie jestem, kiedy idziemy na piwo?" ciszę się bardzo i nie musisz mi tego pisać przy każdej rozmowie. Gdybym chciał z tobą wyjść to po prostu bym to sam zaproponował. Mam unikalne niebieskie oczy, którymi zachwyca się garstka nowo poznanych kobiet, lecz w takich dniach jak dziś stają się szare i nikt nawet nie chce w nie spojrzeć...  Nie ma nic smutniejszego niż ojciec, który dwa dni przed swoim samobójstwem mówi córce, że mogą się już więcej nie zobaczyć. Los tak chciał, że byłem tego świadkiem. Wasze najsmutniejsze momenty? to pewnie coś w stylu gdy pokłóciłaś się z matką, bo nie chciała Cię puścić na imprezę, przez co płakałaś całą noc, czy też chłopak którego kochałaś, a on odszedł od Ciebie. Nie każdy chłopak którego pokochasz musi być miłością twojego życia, ponieważ 90% społeczeństwa myli Miłość i "miłość". Nie powinniśmy się zadręczać kimś, kto odszedł zbyt łatwo i nawet nie próbował walczyć, by powrócić. Ja zawsze wybaczam ludziom u których w oczach widzę skruchę, gdy mnie przepraszają za popełnione błędy. Mam zbyt miękkie serce...
Możesz też płakać, że jesteś samotna... Jesteś samotna przeważnie ze swojego wyboru, bo nie dajesz szansy osobom, które o Ciebie walczą. Unieszczęśliwiasz się na siłę jak Marta 2 miesiące temu, o której pisałem na samym początku. Moja koleżanka która jest ładną kobietą mając 19 lat nawet nie narzeka, że w życiu żaden chłopak nawet do niej nie próbował zarywać, nawet nie jest smutna. Ja próbuję powstrzymywać się od płaczu, ponieważ wciąż walczę, a mimo tego dostaję garść gwoździ na serce, zamiast płatków Róży. Mogę sobie tylko wmawiać na pocieszenie, że znajdę kobietę która doceni moje poświęcenia. Prędzej oślepnę od blasku tych pięknych pań, które rozsądek zostawiły w swoim mieszkaniu rodzinnym wyjeżdżając na studia, niż z którąś z nich będę chciał założyć rodzinę. Dziś od okulisty dowiedziałem się, że mam bliznę na prawym oku. Pewnie dlatego, że widziałem zbyt wiele cierpienia, którego nie mogłem ukoić. Zamiast łzami, czuję się jakbym płakał rzewną krwią. Szkoda że nie mógł spojrzeć na moje serce, zobaczyłby porysowaną, zamarzniętą taflę lodu wszczepioną w miejsce serca.

"Częściej pije sam, niż z kimś za wiele kminy mam, i schiz ale
Myślisz że mi jest smutno kiedy tu siedzę z winem sam? bitch please..."


5.

W weekend często zdarza się, że dzwonią do mnie i mówią: "wpadaj stary, jest domówka." Mówię nie mam ochoty lub tłumaczę się, że muszę się uczyć. Najchętniej wyszedłbym pospacerować nocą nad Wisłą. Najchętniej wyszedłbym pospacerować z kimś, uwielbiam spacery. Uwielbiasz także? Może wyjdziemy razem pospacerować? W sumie obojętne z kim, byle by dużo nie mówił, byle by też lubił objadać się przy tym słodyczami. Razem zawsze raźniej. Bywają takie dni, gdzie takich zaproszeń na domówki nie odmawiam. Mam doła, więc sobie wmawiam, że kontakt z kimś nowym poprawia mi samopoczucie. Wbijam tam. Znam max 2 osoby z 20, nikt mnie nie zna więc patrzą na mnie w potępieniu. Do czasu, gdy usłyszą że gram czasem po koncertach w Warszawie, gdy usłyszą czym się zajmuję i co osiągnąłem, czy coś innego o mojej osobie. Wtedy ich stosunek do mnie ubiera się w barwy "ciekawe". Podchodzą te sztuki, których nie znam wcale. Pytają mnie czy się z nimi napije, czy też zapale. Napić się z wami mogę, jeśli chodzi o palenie to tego świństwa nie tykam wcale. Zadają mi masę pytań, gdzie studiuje, czym się zajmuje, gdy im odpowiadam ogarnia ich zdziwienie, niektóre wpadają w zauroczenie. Nie dziwię się im, że ich szokuję jeśli oceniają mnie po wyglądzie czy ubiorze. Potem wbijam z nimi na parkiet z nadzieją, że zamiast kalorii to spalę trochę smutku, po czym schodzę z parkietu, bo przytulanie się na siłę piersiami do drugiej osoby i wkładanie mi dłoni pod koszulkę, to już nie jest taniec. Przytulam tylko osoby które tego potrzebują, a niedojrzałych studentek z umysłem nimfomanki jest cała masa. Ignoruję całą masę, a one wmawiają mi, że muszę się z nimi umówić na piwo, czy kawę. Zostawiają mi swoje numery, dają adres, mówią bym zadzwonił. Myślami patrzę na nie krzywo. Zazwyczaj nie wychodzę z nimi, lecz nie odmawiam na starcie, nie chcę psuć miłego klimatu rozmowy. Wyjść na kawę mogę z siostrami lub z kobietą na której mi zależy, czy też z kobietą w której widzę jakieś cenne cechy. Dla innych ludzi szkoda mi czasu, jeśli nie potrzebują ode mnie pomocy. Na koniec pytają, czy odprowadzę je do domu, uśmiechają się słodko, mówią że możemy zrobić u niej jeszcze jakieś piwo, bo ich lokatorka wróciła do siebie na weekend albo wróci nad ranem. Znam ich intencje doskonale. Gdybym chciał prostytutkę, to bym sobie ją po prostu zamówił. Stać mnie jeszcze. Odpowiadam:  "muszę jeszcze zajechać do mojej dziewczyny" której tak właściwie nie mam. Nie mam ochoty zatracać moralności z przypadkowymi osobami, w grę wchodzi tylko osoba którą będę szczerze kochał. Koledzy wzięliby mnie w tym momencie za idiotę. Mam zbyt czyste okno na świat, by pozwalać je brudzić przypadkowym zdemoralizowanym "dziewczynkom". Wtedy wołam kolegę, by zajął się tą koleżanką, jeśli tak bardzo mu się podoba. Wracam do domu, w tramwaju słucham muzyki i patrzę na tych ludzi, którzy w sercu mają jesień, a myślą że mają wiosnę.

"Często myślisz, że już znasz mnie
Ale nie zawsze, nieraz wydaję ci się Dziwny,
bo kurwa mać jestem Dziwny, kto by pomyślał..."



5'.

Bywa tak że jestem pełny euforii latam po mieście jak pojeb. Wyciągam znajomych na dwór. Chcę coś porobić we czwórkę, trójkę czy nawet we dwoje. To obojętne. Obojętne co będziemy robić, ważne że będę to robił z nimi. Tylko proszę, by to nie były kluby, czuję wstręt gdy patrzę tam na ludzi. Szlajamy się po starym mieście, kupujemy alko i coś słodkiego. Wspominamy o czasach, gdy jeszcze tu nie mieszkaliśmy. Siadamy nad Wisłą w ręku z gitara i słuchamy jak nasze koleżanki ze szkoły muzycznej śpiewają, by umilić nam czas. My sypiemy im na twarz komplementy niczym brokat, by odsłoniły swój uśmiech, niczym kurtyna gwiazdę wieczoru. Wbijamy na koncert, jaramy się w opór. Mój kumpel wchodzi na scenę, wbijamy się na backstage, pijemy wódę z ludźmi, od których każdy z was może jedynie wziąć sobie autograf. Potem odwalamy coś w metrze, wieszając się na poręczach do góry nogami, czy śpiewając znane kawałki na głos. Kupujemy kwiaty, oświadczamy się losowym dziewczynom przeprawiając gorzki grymas w słodki uśmiech na ich twarzach... Ludzie patrzą na nas, my na nich nie patrzymy. My uśmiechamy się do siebie. Jest nam tak dobrze, że nawet nie marzymy o tym by być w niebie.. Czuję się dobrze, czuję że żyję, czuję że mogę dać z siebie więcej, a dałem "dupy" po raz kolejny... Aktualnie nie biegam już po koncertach. Melancholia mnie dopadła. Wolę wyjść z siostrą pojeździć autem i posłuchać muzyki nocą, wyjść na herbatę, czy zjeść coś co lubimy. Staram się spędzać z nimi czas tak, by miały ochotę wyjść ze mną następny raz, to zbędne. Wiem, że i tak z nimi wyjdę następny raz, a mimo tego ciągle się staram. Gdy mówią o facetach to powtarzają mi że nie mówią wtedy o mnie. Traktują mnie jako oddzielną jednostkę, kochane ;) Chodzę na treningi trzy razy w tygodniu, zamiast tak jak moi koledzy chodzić trzy razy najebanym, czy zjaranym w ciągu jednego weekendu. Jebie mnie sława i tłumy tych ludzi. Każdy wie o mnie tyle, ile wypuszczę ze swojej buzi lub tyle co usłyszą na osiedlu. Każdemu się wydaje, że mnie znają bardzo dobrze, a tak na prawdę nikt mnie nie zna prócz moich sióstr. Po całym dniu wracam do domu i patrzą na mnie Ci ludzie, którzy myślą że w sercu mam wiosnę, a tak na prawdę panuje tam zima.

"często myślisz, że już znasz mnie,
prawie zawszę, Ci wydaje się Normalny,
bo kurwa mać jestem Normalny, kto by pomyślał..."





6.

Kiedyś walczyłem z depresją, czasem mam wrażenie że ona powraca... Siedziałem w domu przy herbacie, oblegając to samo drewniane krzesło, ukradzione kiedyś z osiedlowego baru. He zabawne, pisząc ten post też na nim siedzę, czyżbym miał depresję...? Ktoś chce mi pomóc, odpowiadam-- "przepraszam, nie potrzebuję". Męczyłem się jak zając we wnykach, dopóki nie nauczyłem się żyć z ranami. Teraz, jeśli byłoby to możliwe kupiłbym choć chwilę uwagi tych osób, które się mną martwiły. Doceniłem wszystkich, dopiero gdy ich bezpowrotnie straciłem. Możesz pić, możesz płakać, zadręczać się, że wcale tak nie jest, że to tylko opowieści. Możesz odrzucać każdego, kto chce Ci podać rękę wiedząc, iż może on stracić palce... to bezsensu, bo czasem płaczę, jest mi smutno i wszystkiego mi szkoda, wtedy troska bliskich jest dla mnie tym, czym dla ryby jest woda. Dziś zamiast martwić się tym wszystkim, idę rozwijać pasje, nie mając talentu, choć przynajmniej wierząc, że mam talent i wierząc, że ty też tak możesz. Nauczyłem się uśmiechać, gdy ktoś mówi do mnie "Proszę" i mówić "Dziękuję" nawet za obecność kogoś przy mnie. Ale wciąż...zamykam się w pokoju. Nie odbieram telefonów. Rozmawiam tylko z siostrami. Oglądam anime, widzę w nich na czym polega prawdziwa miłość i chyba stwierdzam, że taka nie istnieje, co mnie smuci jeszcze bardziej, bo tylko o taką walczę. Gram w bezsensowne gry, które poprawiają moją dedukcję, refleks i logiczne myślenie, a pogarszają mój słuch, wzrok oraz psychikę. Moje myślenie aktualnie jest jak sinusoida, raz zrobiłbym wszystko, by tylko mogła się uśmiechnąć i bym mógł usłyszeć od niej "dziękuję", a za chwilę myślę, by po prostu odejść bez słowa i udawać, że wszystko jest w porządku. Jest na to cały szereg argumentów, mój wykładowca nie byłby w stanie ich policzyć. Mam powybijane palce, przyzwyczaiłem się do fizycznego bólu. Nie mogę się przyzwyczaić do tego drugiego. Nie szukam przyjaciół, bo nie chcę ich tracić, dlatego skreślam tak wiele osób po jednym błędzie na początku znajomości. Podobnie jest z kobietami... nie szukam jej, bo nie chce jej stracić...w sumie raczej bym jej nie stracił, sama by odeszła jeśli tylko by zechciała, a ja nawet nie wiem czy starałbym się ją zatrzymać... Starałbym się robić co w mojej mocy, by nawet nie zrodziła się w jej głowie myśl o odejściu. Moja głowa już nie myśli racjonalnie, gdy moje ideały przestają istnieć. Dzwoni Arek i pyta co u mnie, ja mówię "bieda stary jak zawsze". Mówi bym znał swoją wartość, walczył o swoje póki świeca w moim sercu nie zgaśnie, mówi "o marzenie walczyłeś 2 lata, w końcu się spełniło o to powinieneś walczyć dłużej, aż do usranej śmierci...". Powtarza mi, że on walczył mimo braku szans i wywalczył to co wywalczyć chciał, teraz jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. W sumie jest to jeden z przypadków który mnie motywuje do tego by się nie poddawać. Wmawiam sobie, że nie po to coś zacząłem, by przerwać to w połowie. Każdy najbardziej boi się samotności. Twierdzisz inaczej? pomyśl kim byś była bez swoich przyjaciół, bez swojej rodziny, bez kolegów ze szkoły, czy studiów. Co byś wtedy robiła? 64 letni kierownik w mojej pracy, gdy usłyszał troszkę o moim dzieciństwie powiedział " to dobrze że życie Cię tak skarciło, teraz potrafisz docenić wszystko, nawet najdrobniejsze gesty"   Wybory ehh... "Wolę zaufać i żałować, niż nie spróbować i żałować" powiedziałby niebieskooki...Bo gdybyś osiągnął to co osiągnąłem przez ostatni rok, dałbyś respekt. Wszystko dzięki temu, że próbowałem. Daj mi tylko 5 minut bym miał pole do popisu, mogę obiecywać że Cię nie zawiodę, a jak będzie w rzeczywistości? sam nie wiem. Mimo tego, zaufasz i poświęcisz mi te 5 minut? Jeśli nie to po prostu...












wtorek, 7 stycznia 2014

#19 "Miłość 2"


Pierwszy post o miłości jak i ten również ubieram w cudzysłów, ponieważ pisząc te wpisy czuję się jak bohater książki, który pokazuje wam eskapizm.
Odrywam was od rzeczywistości i pokazuję ideały, które istnieją w moim życiu. Dla każdego z was może się to wydać abstrakcją, iluzją, czy nieprawdziwe. Dla was, jest to zbyt piękne, by było prawdziwe. Pewnie dlatego, iż różnie się tak mocno od reszty jestem samotny, ponieważ nie trafiam na kobiety, które postrzegają to tak jak ja lub jeśli jakaś chce tak to postrzegać to nie potrafi tego docenić. Pewnie przyznacie mi racje. Jeśli nawet przyznacie mi rację i tak popełnicie błąd robiąc to po swojemu. Ponieważ przyznając mi rację, określacie prawdę. Prawda jest tylko jedna. Więc reszta jest błędem. System zero-jedynkowy, jeśli pamiętacie z lekcji matematyki. Prawda jest dla innych ludzi wtedy, kiedy mówisz to co myślą oni. Zataczając koło, po tych wpisach określacie co naprawdę myślę.


Dedykuję ten post dla Kasi, która ostatnio zadała mi pytanie:


"Co zrobić, jeśli bardzo podoba mi się chłopak, dobrze się dogadujemy ale on tego nie widzi lub nie chce ze mną być...?"

Nie rób nic.

To jest tak:

To rycerz walczył ze smokami o uznanie księżniczki, nigdy odwrotnie. Alicja powiedziałaby: "Jestem damą. Nie będę traciła dumy dla łosia któremu na mnie nie zależy". Nie inicjuj niczego, jeśli on też niczego nie inicjuje. To facet musi przyjść i powiedzieć "Kochanie, wyjdziesz za mnie?" Moja starsza znajoma po 4 letnim związku rzuciła swojego chłopaka dwa dni przed sylwestrem, ponieważ od roku przestał się starać, a jednak można. Gdy dziewczyna wpada w lekką depresję, czy ogarnia ją smutek, to facet musi być przy niej nawet, jeśli ona wbija swoje paznokcie w jego serce i szarpie do granic wytrzymałości. To jedna z zasad świata "Najsilniejsi zasługują na wygraną". Jeśli facet nie potrafi być przy dziewczynie w jej gorsze dni, nie zasługuje, by być z nią w dni kiedy jest szczęśliwa. Chciałabyś takiego, który po pierwszej kłótni z tobą(co jest standardem w związkach) rzuciłby cię i znalazłby sobie nową lub czekałby, aż ty zaczniesz go przepraszać, mimo jego winy? Zobaczysz jakie to fajne uczucie, gdy na prawdę będzie komuś na tobie zależało, komuś kto podrzuci Ci kwiaty rano na wycieraczkę. Ktoś kto zamiast wyjść z kolegami będzie wolał wyjść z tobą, czy ktoś kto będzie poświęcał swój czas by Ci pomóc, gdy w tej chwili mógłby robić cokolwiek innego. Cały szereg tych argumentów, będzie sprawiał podświadomie, że się uśmiechniesz. Nawet jeśli nie będziesz do takiej osoby za bardzo przekonana, lecz kto bardziej zasługuje na Ciebie, facet któremu zależy na tym, byś się uśmiechała i była szczęśliwa, czy facet, który nawet nie wie czy chce z tobą być? Jedynie czego Ci nie życzę to faceta który Ci zdradzi, bo taki nie zasługuje na żadną kobietę, nawet jeśli zdrada była po alkoholu. Nie życzę Ci takiego, który będzie zazdrosny o wszystko, bo wtedy twoje życie prywatne ograniczy się do siedzenia w domu z depresją, utraty znajomych i będziesz zrażona do całej płci przeciwnej. Trzeci, którego Ci nie życzę, to właśnie taki, który się o Ciebie nie postara. Moja znajoma ostatnio opowiedziała mi, że przez swoją złudną miłość miała połamane dwa żebra, kilka siniaków i leżała 2 tygodnie w szpitalu na obserwacji ze wstrząsem. Aktualnie miłość grozi jej, że ją zabije, lecz to jeszcze nie twój wiek, by na taką trafić, a jakbyś trafiła to wiesz gdzie mnie szukać ;) Ostatnio na imprezie spotkałem kolejne miłości po alkoholu, gdzie dwie osoby które się nie znają, po alkoholu nagle się zakochują w sobie. Musimy pamiętać, że życie to nie bajka i nie mamy dwóch żyć, a nasze wybory nie zawsze kończą się happy endem. Ania fajnie mi ostatnio powiedziała "nie chcę się podobać facetom tylko po alkoholu, chcę by ktoś widział mnie piękną nawet, gdy jest trzeźwy". Dlatego polecam dokonywać wyborów na trzeźwo. Jeśli taka miłość powstała pod wpływem alkoholu, to gdzie tu szczerość uczuć? Twoim autorytetem zapewne są rodzice i pewnie kochasz ich najmocniej na świecie i widzisz jak kochają siebie nawzajem, więc zastanów się za co ich kochasz, za to że zauroczyłaś się ich wyglądem, czy np: fajnie się z nimi gada, czy dlatego, że kupują Ci prezenty na święta? Czy może jednak dlatego, że zawsze są przy tobie nawet jak ich zranisz i wybaczają ci nawet 100x , pomagają Ci tak długo, aż będziesz szczęśliwa i będziesz mogła sama sobie radzić z problemami. Zapytaj Taty za co Kocha Mamę i zapytaj Mamy za co Kocha Tatę. Żadne z nich nie powie, "dlatego, że jest piękna lub jest przystojny", mogą to nadmienić dopiero na koniec, by sprawić uśmiech tej drugiej osobie.
Jestem człowiekiem, więc mogę się mylić, dodatkowo im człowiek starszy tym głupszy, a ty jesteś młodsza. To tylko moje zdanie, a zrobisz jak uważasz. Nie pozwól, by ktokolwiek wmówił Ci, że nie jesteś piękna, jesteś kobieta, a kobieca uroda płynie z kobiecego serca.
Powodzenia.

"Pokaż miłość, tym którzy zasługują na nią, żeby się rozwinąć musisz iść, niech inni zostaną."



Walczę o miłość zgodnie z jedną ze starych receptur, nie używam wizualnych zaklęć, używam szczerych gestów.


Jeśli chodzi o mnie to jest tak, że znajomi wmawiają mi bym się poddał, że nie ma szans, że ktoś mnie nie kocha czy podobne brednie. Ich wyjście jest takie, że wychodzą po blantach do klubu i przychodzą ze swoją XX miłością życia, po czym mówią, "to jednak nie było to". Mówią mi abym dał sobie spokój, co mnie motywuje i dołuje jeszcze bardziej.

"Zgadzam się z tobą, z każdą racją, zrobię na przekór, z premedytacją..."

To tylko pokazuje jak znajomi w Ciebie wierzą, czy może chcą dla Ciebie dobrze? to nieistotne. Są 4 osoby, które wspierają mnie w moich wyborach i pomagają mi z całych sił, nawet jeśli 99% szans jest na to, że się nie uda. Oczywiście najpierw mi wytkną moje wszystkie błędy oraz konsekwencje tego wyboru, dopiero potem pomagają. Życzę Ci takich znajomych w swoim życiu. Dziwne, że te 4 osoby to akurat kobiety, he... mam coś wspólnego z wami, też nie ufam facetom ;) Faceci w dzisiejszych czasach mnie śmieszą. Jedni się napompują na siłowni odżywkami i mają swoje ego w kosmosie myśląc, że są najlepsi i najpiękniejsi na świecie. Drudzy to żałosne "ciotki", którzy wstydzą się zagadać do dziewczyny, a chcieliby mieć najlepiej miss Amazonkę. Mimo wieku, pewnie nadal wołają mamę, by im podtarła tyłek, gdy się posrają z tej ich odwagi. Ehh... nawet Ada ostatnio mi się żaliła, że faceci w dzisiejszych czasach to już nie są faceci. Brakuję im tylko kolorowych paznokci i legginsów. Żałosny byłbym, gdybym po jednym koszu tak po prostu przestał się starać. Dlatego śmieszą mnie koledzy, którzy rozpaczają i odpuszczają, gdy dziewczyna im powie na samym początku, że nic z tego nie będzie, czy nic do niego nie czuje. To jak po jednym niezaliczonym egzaminie odpuścić sobie studia, gdzie egzaminów zaliczonych masz 10/11. Nie wiem czy ludzie są tego świadomi, ale kwiat też nie urośnie w jeden dzień.
Tak też miłość(chemia) w ciągu miesiąca nie powstanie. Im więcej starań w coś wkładam, tym więcej czerpię z tego radości. Jeśli kobieta to kwiat, a ty podlewasz ją swoim poświęceniem i staraniami, to w końcu coś z tego nasiona urośnie na tych zgliszczach. Znasz mnie prywatnie, więc wiesz że moje starania nie poszły na marne, mimo kilku porażek, jeśli chodzi o sprawy inne niż sercowe. De facto 2 lata musiałem się starać ale satysfakcji nie da się opisać! Przynajmniej mam jeden powód, by nazwać się Mężczyzną. Jeśli chodzi o sprawy sercowe to tak jak pisałem w 15 wpisie, zauroczyłem się w 3 kobietach, lecz każda miała drugiego na boku, ja byłem opcją awaryjną. Byłem chyba zbyt głodny uczuć, teraz ciągnę za sobą serce po bruku. Cóż, jak napisałem powyżej, jestem tylko człowiekiem, więc mam prawo popełniać błędy i obowiązek, by się na nich uczyć. Teraz jestem po prostu kilkanaście razy ostrożniejszy i potrzebuję dużo czasu, by się zakochać. Zauroczenie może się zdarzyć nawet z dnia na dzień. Zakochać i zauroczyć, dwa różne pojęcia jak: zabawny i śmieszny. Ktoś może być śmieszny ale do zabawnego mu bardzo daleko.
Nie zasługiwałbym na nic, gdybym odpuszczał po jednej porażce. Dlatego gdy...

Mówią: nie zaznasz ciepła tam gdzie panuje zima
Odpowiadam: nie zasługuję na wiosnę, jeśli nie przetrwam zimy.






Jeśli miłość, to nie z filmów i teledysków, bo taka nie istnieje. Jak miłość to taka na trzeźwo, gdzie fundamentem będzie zaufanie. Taka, która nie będzie mi wytykała, gdy będę rozmawiał z inną znajomą. Taka której dam pewność, że nawet gdy wyjdę z koleżanką na kawę, to ona może być spokojna o nasz związek. Mam małego diabła na swoim ramieniu, który czasem mnie kusi, ale po coś Bóg dał mi rozum, bym używał rozsądku. Ponoć miłość to coś na krój, że gdy jedno spada w dół, drugie ciągnie ku górze. Jak mam pociągnąć kogoś w górę, skoro cały czas jestem na dnie... a może po prostu mam depresję? Jebać to jak tego szampana, którym się upiłem trzy dni temu z powodu tej depresji. Uczuć alkoholem nie wypłuczę. Mogę się tylko starać, by ktoś poczuł ciepło mojej spracowanej dłoni. Mam słabość do wrażliwych kobiet, obojętność do tych, które nie lubią dzieci, szacunek do tych, które mimo ran w sercu wciąż potrafią obdarzyć uśmiechem i wstręt do tych, które przebierają między jednym, a drugim facetem. Nie wiem jak inni faceci, ale ja gdy widzę nieszczęśliwą kobietę to staram się ja pocieszyć i pomagam zdjąć klapki z oczu, mówiąc że jest masa rzeczy, dla których może żyć. Zdarzyło mi się raz, że spotkałem kobietę, która piła już trzecią setkę wódki sama na schodach i płakała. Odszedłem od kolegów i poszedłem z nią porozmawiać chwile. Miała ok 27 lat. Na początku dostałem kilka obelg bym stąd poszedł, mimo tego zostałem i posiedziałem z nią w ciszy ok 15 minut. Po chwili zapytała jak mam na imię i zaczęła mi wszystko opowiadać. Starałem się ją pocieszyć, mówiąc "Posłuchaj, słońce świeci równie mocno, dla Ciebie jak i dla tego który zrobił Ci krzywdę, ale to on Ci zrobił krzywdę, więc na niego dodatkowo spadnie grad konsekwencji za wyrządzone zło. Krótko mówiąc, na jednym sukinsynie świat się nie kończy ale taki kwiat jak kobieta kwitnie w nieskończoność".  Po czym zapytała, czy może mnie przytulić? ofc pozwoliłem, gdy to zrobiła przestała płakać. Tyle mogłem dla niej zrobić, niewiele tylko pozornie. Ostatnio, gdy tego "niewiele" nie zrobiłem dla kolegi, powiesił się dwa tygodnie później. Pewnie nie to do końca było powodem jego wyboru ale nie zrozumiesz, co wtedy czułem, jeśli tego nie przeżyłaś. Możesz sobie tylko wyobrazić. Wyobraź sobie ból, a następnie zatnij się tępym nożem i co? jednak nie boli tak samo? Życie polega nie na tym, by trafić raz, a celnie, lecz na tym, by po każdej nieudanej próbie wyciągnąć wnioski i próbować trafić celniej. Czasem trafiam na jakieś "kobiety" , które twierdzą że im się podobam lub chciałyby dzielić ze mną czas, lecz nie chodzi o to, by ktoś mógł widnieć w moim blasku, lecz bym ja też mógł czasem liczyć na drugą osobę. Trafiam to złe określenie, raczej ona trafiają na mnie, bo ich nie szukam. Dla mnie najpiękniejszą rzeczą jaką mogą zrobić dla siebie dwie kochające się wzajemnie osoby, to być przy sobie razem, gdy jedna z nich jest smutna. Nie chodzi o to, by starać się zrozumieć kogoś, bo jak pisałem wyżej nie zrozumiesz czyjejś sytuacji, jeśli jej nie przeżyłaś. Chodzi o to, by pokazać komuś, że jest ktoś na kogo zawsze może liczyć, by pokazać jej, że możesz być z kimkolwiek i gdziekolwiek, a mimo tego wciąż jesteś blisko przy niej. Sprawić, by się uśmiechnęła. Musisz tak kombinować, by z deszczu w jej sercu, zrobić tęczę. Po prostu, jeśli ktoś zdarł już stopy od swojej ciężkiej wędrówki, pozwól mu dalej iść w twoich butach.


"Miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty.
To też nie diabeł rogaty.
Ani miłość, kiedy jedno płacze,
a drugie po nim skacze.

Miłość to żaden film, w żadnym kinie
ani róże, ani całusy małe, duże.
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,
drugie ciągnie je ku górze..."